Dżdżyste popołudnie. Wchodzimy do przedszkola jak zwykle. O tej porze Bartosz zazwyczaj jest po podwieczorku. Zazwyczaj lekko uchylamy drzwi żeby sprawdzić czy przypadkiem jeszcze nie zajada i otwieramy szerzej. Zaglądamy. Bartosz odrywa wzrok od zabawki, rozpromienia się i co sił pędzi do nas. Żegna się z panią Martą od której dostaje banana i sok. Za naszymi plecami do sali zagląda również babcia jednego z chłopców.
Schodzimy po schodach do szatni. Po chwili pojawia się również babcia i wnuczek.
Pod balkonowymi oknami stoi półka "Kącik wędrującej książki" stały punkt wizyt Bartosza, koniecznie musi coś pożyczyć - wieczorem czytamy. Tym razem po raz kolejny padło na "Abecadło" - Juliana Tuwima... Bartosz ma sentyment do tej książeczki. Wodzi wzrokiem po innych bajkach ale "Abecadło" wystarcza. Rozpromieniony wraca pod swoją półeczkę oznaczoną rysunkiem statku i pakuje bajkę do plecaczka. Chłopiec z babcią zerka z zaciekawieniem na "Kącik..." podchodzi nieśmiało, krótką chwilę lustruje półkę sięga po bajkę. Odwraca się uśmiechnięty i robi dwa kroki w kierunku babci.
- Zostaw to !!! Po co Ci ta książka!!! Kto Ci to będzie czytał ??!! - głos babci jest zimny jak jarzeniowe światło w naszej szatni. Chłopiec pochmurnieje, opuszcza głowę, wraca, odkłada książkę na półkę.
Przebieramy się w ciszy.
Wychodzimy.
Oni też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz