Św. Mikołaj.
Radości było co niemiara.
Bartoszek dostał wymarzoną, wytęsknioną maszynę do robienia waty cukrowej.
Teraz, codziennie produkujemy hurtowe jej ilości :-) Wszystko się klei, a my jesteśmy cali oblepieni słodziutkimi niteczkami.
Ostatnio częściej też jeździmy do moich rodziców na pogaduchy, kawę i świetną zabawę.
I chociaż zrobiło się trochę mroźno, to wychodzimy na spacerki jak najczęściej, tym bardziej, że ostatnio spędziliśmy w domu dwa tygodnie. Choróbska nas nie opuszczają.
Nasz laryngolog zalecił nam przerwę w przedszkolu co najmniej do końca grudnia. Musimy dokładnie wyleczyć zapalenie zatok i wysiękowe zapalenie ucha. A jak się nie uda, czeka nas zabieg drenażu ucha w szpitalu :-/ Jutro idziemy do kontroli brrrr...
Spacerki z kotem nad rzekę. Bartosz w czapce i kominie robionym przeze mnie. W końcu skończyłam. Już w planach następna czapa. Ale w takim tempie to nie wiem czy się do wiosny wyrobie :-)
A żeby umilić sobie czas długimi wieczorami, robimy z Bartoszem i tatą domową pizze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz